O byciu wiecznym juniorem. Czyli rozwój w branży IT

Czy bycie wiecznym juniorem to wyraz niedojrzałości czy otwartości na nowe umiejętności? Gdzie jest granica pomiędzy juniorem a nie-juniorem? Dlaczego, kiedy zaczynamy zdobywać nową umiejętność, to najpierw jesteśmy zbyt pewni siebie, a potem nagle tracimy grunt pod nogami? Zdobywanie wiedzy i nowych umiejętności nieco różni się od tego, czego nauczono nas w szkole. Dlatego wiele osób, zdobywając dyplom, przestaje się rozwijać. Bez sprawdzianów i ocen jest ciężko wyznaczyć swoją ścieżkę i śledzić postępy. Niestety, w branży IT takie podejście może nas szybko wypchnąć z rynku pracy.

Nadążyć za branżą

Branża IT jest jedną z najszybciej rozwijających się. Zmieniają się nie tylko technologie, języki, narzędzia, ale przede wszystkim rzeczywistość. Wszechobecna digitalizacja sprawia, że z oprogramowania korzystają nie tylko osoby z zapleczem technicznym, ale także specjaliści, seniorzy, młodzież i dzieci. To sprawia, że oprogramowanie musi być coraz łatwiejsze w obsłudze, nadążać za trendami i spełniać coraz to nowsze standardy wydajności i bezpieczeństwa. Żeby takie oprogramowanie dostarczyć, potrzebujemy elastycznych ekspertów. Czasy grupowania ludzi ze względu na rolę w projekcie odchodzą do lamusa. Nowoczesne rozwiązania wymagają kompetencji miękkich i łatwości w przyswajaniu nowych umiejętności.

Część osób w branży nowych technologii jest przytłoczona szybkością zmian. Chcą nadążyć za każdą nowinką i szybko się wypalają. Dopiero po jakimś czasie uświadamiają sobie, że nie da się rozwijać umiejętności równocześnie szybko, szeroko i głęboko. Jeśli chcemy nadążyć za nowościami, zrobimy to raczej pobieżnie. Kiedy natomiast chcemy wejść głębiej w jakiś temat, musimy pogodzić się z tym, że część rzeczy nas ominie. Coś za coś. Niestety, często pojawia się w nas uczucie nazywane FOMO, czyli Fear Of Missing Out – przyzwyczajeni do bycia na bieżąco uważamy, że nie możemy sobie pozwolić na to, żeby pozostać w tyle.

Oferty pracy też często kreują nierealny obraz kandydatów. Kiedyś mówiło się, że należy spełniać tylko 70% wymagań, żeby startować na dane stanowisko. Mam wrażenie, że dziś jest to znacznie mniej. Prawie każda oferta na programistę wydaje się wymagać nie tylko umiejętności pisania kodu i komunikowania się w projekcie, ale też dokonywania zmian w infrastrukturze, projektowania baz danych, dbania o UX, zbierania wymagań i testowania. Oczywiście wszystkie te umiejętności są przydatne i powinny być rozwijane bez względu na stanowisko w projekcie, ale nigdy wszystkie nie będą na równie wysokim poziomie. Tego często oferty nie określają. Nawet jeśli jakaś umiejętność jest potrzebna jedynie w niewielkim stopniu lub na niskim poziomie, jest wymieniona obok tych kluczowych. To tworzy wrażenie, że powinniśmy umieć wszystko i jeśli nie umiemy, to coś jest z nami nie tak.

Nie umiemy się uczyć

Wychowani przez system edukacji o pruskich korzeniach sprzed kilkuset lat (Magdalena Boćko-Mysiorska, Skąd się wzięła tradycyjna polska szkoła) często traktujemy koniec szkoły jako koniec nauki. Wiele osób dorosłych zatraca w sobie naturalną ciekawość, bo szkoła nie wykształciła w nas chęci do rozwoju dla własnej satysfakcji. Kazano nam raczej spełniać normy i myśleć w zgodzie z przyjętym kluczem. To, co było dla nas naturalne w okresie dzieciństwa, zostało zaniedbane. Ciekawość, otwartość i niezmordowane dążenie do opanowania nowej umiejętności stały się mniej potrzebne niż nauka na pamięć i gromadzenie dobrych ocen. Dlatego w dorosłym życiu mamy problem z uczeniem się.

Radek Kotarski w swojej książce Włam się do mózgu opisuje kilka sposobów na skuteczne przyswajanie wiedzy. Wyjaśnia, dlaczego tak mało pamiętamy ze swojej szkolnej edukacji. Jego eksperymenty są poparte nie tylko prywatnymi doświadczeniami z nauką języka szwedzkiego, ale przede wszystkim wieloma badaniami naukowymi na temat działania mózgu i przyswajania nowej wiedzy. Gdyby była to obowiązkowa szkolna lektura, może dzisiaj pamiętaliśmy datę bitwy pod Kartaginą, którą przynajmniej dwa razy omawialiśmy.

Wiedza zdobyta na studiach też często wyparowuje nam z głowy zanim znajdziemy pierwszą pracę. Czasem spotykam się z twierdzeniem, że te osoby, które same nauczyły się zawodu albo są po bootcampach, będą słabiej przygotowane do pracy w IT. Prawda jest jednak taka, że kiedy poprosimy o wytłumaczenie działania algorytmu sortowania quicksoft, kroków normalizacji bazy danych czy problemu komiwojażera, okazuje się, że nie jesteśmy w stanie z marszu wytłumaczyć wszystkich szczegółów – nawet jeśli zdaliśmy egzamin z tego tematu z wyróżnieniem. Dlatego umiejętność szybkiej nauki jest w naszej branży dużo ważniejsza niż wiedza zdobyta wiele lat temu.

Proces zdobywania umiejętności

Nauka to proces. Potrzebujemy zrozumienia podstaw i pewnej liczby powtórzeń. Kiedy mamy do czynienia z budowaniem umiejętności, proces staje się trochę bardziej skomplikowany niż w przypadku samej wiedzy. Proces zdobywania umiejętności zaczyna się od wyjścia ze strefy komfortu i stwierdzenia, że się czegoś nie umie. Potem niezbędna jest iteracja zdobywania wiedzy i eksperymentowania. Bez prób i błędów nie zdobędziemy umiejętności. Na tym etapie wiele osób się poddaje, ponieważ wydaje im się, że się do tego nie nadają. Tymczasem każda nowa umiejętność wymaga przejścia przez ten etap, bez względu na to, czy uczymy się programowania, jazdy na łyżwach czy gry na ukulele. 

Początki są trudne i wszystko wydaje nam się nienaturalne. To dlatego, że kiedy inne rzeczy umiemy robić bardzo dobrze, wydaje nam się, że każda nowa umiejętność przyjdzie nam równie szybko. Czasem to prawda. Kiedy uczymy się obsługi kolejnego narzędzia czy kolejnego języka programowania, jest trochę łatwiej niż za pierwszym razem. Pamiętam czas, gdy uczyłam się języka niemieckiego, posługując się już biegle angielskim – było łatwiej, bo już wiedziałam jak to jest uczyć się nowego języka. Co nie znaczy, że w ogóle był to łatwy proces. Nowa wiedza i nowe umiejętności wymagają czasu. Często o tym zapominamy i oczekujemy rezultatów natychmiast.

W uczeniu się przydaje się wstępny plan i śledzenie postępów. Sam cel nie wystarczy, bo tak naprawdę nie wiadomo, gdzie zacząć. Dopiero po rozpisaniu najbliższych kroków wiadomo, co trzeba zrobić dziś i jutro. Dobrze jest prowadzić jakąś dokumentację. Przez klątwę wiedzy możemy uważać, że coś umieliśmy od zawsze i zapominamy, jak to było wcześniej. Śledzenie postępów pozwala na chwile świętowania, ale też motywuje do dalszego działania. Skoro udało nam się nauczyć tych wszystkich rzeczy, to kolejne też są w naszym zasięgu. 

Nie polecam planowania z niezwykłą dokładnością każdego kroku aż do końca procesu. Nigdy nie wiadomo, gdzie ta nauka nas zaprowadzi i jakie kroki będą właściwe za kilka miesięcy. Warto pozostawić sobie przestrzeń na lekką modyfikację procesu. Kiedy wiemy dokładnie, gdzie zacząć i co jakiś czas weryfikujemy, czy idziemy we właściwą stronę, łatwiej jest nam kalibrować trajektorię. Może się okazać, że na początku nauki mieliśmy nierealne wyobrażenia o tym, w jakim miejscu powinniśmy być za kilka miesięcy, albo zmienią się nam priorytety. 

Ważne jest natomiast, żeby na początku trzymać się wyznaczonego procesu, a dopiero potem go modyfikować. Czasem wydaje nam się, że coś jest zbyteczne i pomijamy jakiś krok, którego nam później zabraknie. Kiedy planuję kursy online, staram się na początku tworzyć bardzo konkretne materiały, które przeprowadzają studentów za rękę. W miarę procesu pozwalam im jednak na coraz większą dowolność w rozwijaniu umiejętności. Po zdobyciu podstaw łatwiej jest iść swoją drogą i trudniej się zgubić.

Krzywa Krugera-Dunninga

W zdobywaniu nowych umiejętności na początku często ogarnia nas euforia. Widzimy szybkie postępy i wydaje nam się, że już dobrze opanowaliśmy dany temat. Na tym etapie często jesteśmy przekonani o własnych kompetencjach i uważamy się za nieomylnych. Dopiero kiedy zaczniemy zderzać swoje pomysły z innymi lub po prostu wejdziemy głębiej w temat, dociera do nas, jak mało wiemy. 

To zjawisko nazywamy efektem Krugera-Dunninga. Polega na tym, że osoby niewykwalifikowane w jakiejś dziedzinie życia mają tendencję do przeceniania swoich umiejętności w tej dziedzinie, podczas gdy osoby wysoko wykwalifikowane mają tendencję do zaniżania oceny swoich umiejętności. Rysunek 1. przedstawia efekt Krugera-Dunninga, na którym widać, jak pewność siebie błyskawicznie rośnie w początkowej fazie nauki, a potem szybko spada. 

Wiele osób poddaje się na początku nauki i dzieje się tak z dwóch powodów. Jedni uważają, że już wszystko wiedzą – to ci, którzy są na samym początku krzywej. Inni poddają się w momencie, kiedy dociera do nich, jak mało wiedzą i jak dużo zostało jeszcze pracy. To ci, którzy potłukli sobie tyłek, spadając z krzywej Krugera-Dunninga. 

Droga do bycia ekspertem świadomym swojej wartości jest długa. W miarę zdobywania nowych umiejętności poczucie własnej wartości zostaje odbudowane. Rzadko wraca jednak do poziomu z początków zajmowania się danym tematem. Zostaje nam na długo w pamięci to, jak bardzo byliśmy aroganccy na starcie. Poddanie się lub spowolnienie rozwoju w dowolnym momencie jest zupełnie w porządku. Nie musimy być ekspertami w każdym temacie, z jakim się zetkniemy. Ważne jest jednak, żeby w tematach dla nas ważnych nie poddać się, kiedy pojawia się początkowe zniechęcenie.

Co z ego?

Czy ego staje nam na drodze rozwoju i nie pozwala przyznać się do niewiedzy? Czy raczej utwierdza nas w mocnym poczuciu własnej wartości w trudnych chwilach? To zależy, jak je zdefiniujemy. Według Freuda ego to sposób, w jaki sami siebie identyfikujemy. W zależności od kontekstu może mieć nacechowanie pozytywne lub negatywne. Ryan Holiday w książce Ego to twój wróg opisuje historie wielu osób, które przez zbyt wybujałe ego traciły świetność i popadały w ruinę. Z kolei Ayn Rand w Atlasie Zbuntowanym pokazuje dobroczynny wpływ jego podsycania. Kto ma rację i co to ma wspólnego z nauką? Zbyt wybujałe ego i przekonanie o własnej nieomylności skutecznie blokują umiejętność nauki. Dzieje się tak dlatego, że przyznanie się do niewiedzy, do porażki czy do błędu staje się właściwie niemożliwe. A jak już pisałam, jest to pierwszy krok do zdobywania nowych umiejętności.

Osoby przekonane o własnej wartości, ale mające ego pod kontrolą, nie będą mieć problemu z tym, że ktoś wie więcej od nich. Nawet jeśli tym kimś jest junior. Będą chcieli się uczyć zamiast bronić za wszelką cenę swojego stanowiska. Odkąd zaczęłam prowadzić Szkołę Testów, często widzę, jak programiści z dużym stażem w pisaniu kodu mają problem z przyznaniem się do tego, że nie potrafią pisać testów. Wydaje im się, że powinno im to przyjść naturalnie, ale nie zawsze tak jest. Dlatego osoby z małym stażem często lepiej sobie radzą podczas warsztatów i kursów. U seniorów częstą przeszkodą bywa wybujałe ego. A najlepszym sposobem na trzymanie go w ryzach są regularne podróże po krzywej Krugera-Dunninga. Kiedy wychodzimy poza to, co dobrze znamy i umiemy, pamiętamy o pokorze. Mamy świadomość tego, że jest jeszcze mnóstwo rzeczy, których nie umiemy. Rośnie też odwaga. Skoro już kilka razy nauczyliśmy się czegoś trudnego, to czemu tym razem miałoby być inaczej? 

Wieczny junior

Żeby nie zatracić otwartości i równocześnie nie pozostać w tyle za branżą, przyda nam się podejście juniorów. Osoby, które zaczynają, ale mają już za sobą pierwsze wyzwania, mają w sobie duże pokłady pokory. Wiedzą, że nie wszystko potrafią i chcą się uczyć. Z ciekawością podchodzą do każdego zadania i codziennie zdobywają nowe kompetencje. Jeśli co jakiś czas będziemy wychodzić ze strefy komfortu swojej specjalizacji i uczyć się nowych rzeczy, rozwiniemy w sobie wiecznego juniora. Jako eksperci najlepiej wiemy, jakie nowe kompetencje dobrze uzupełniają to, co już umiemy. Nie mówimy więc o skakaniu po losowych obszarach, tylko ciągłym rozwoju i zdobywaniu pozycji prawdziwego eksperta.

Osoby, które z pokorą akceptują swoją niewiedzę i równocześnie chcą uzupełnić te braki, są świetnymi współpracownikami. Nie przejawiają seniorskiej pychy, są bardzo samodzielne i tej samodzielności wymagają od innych. Na szczęście takich osób w branży jest coraz więcej. Jako społeczność wypracowujemy balans pomiędzy nadążaniem za nowinkami a stabilnym rozwojem. Na początku bycie wiecznym juniorem wydaje się nienaturalne i uwłaczające naszej ekspertyzie. Kiedy jesteśmy wrzucani w nowe dla nas sytuacje, uczymy się uczyć szybciej. Wtedy podchodzimy z większą pokorą do swojej pracy, ale też bardziej cenimy pracę innych.

Droga eksperta

Pracę w branży IT często kojarzymy z rzemiosłem. Z jednej strony wytwarzanie oprogramowania bardzo przypomina pracę kowala, stolarza czy ogrodnika. Musimy szlifować umiejętności, nabierać wprawy i powtarzać pewne czynności aż staną się dla nas naturalne. Z drugiej strony w pracy dawnych rzemieślników niewiele się zmieniało – raz wyuczony fach dawał zatrudnienie na całe życie. Nasza branża nieco się tutaj różni, bo – chcąc pracować w IT do emerytury – musimy pogodzić się z tym, że zawsze będzie się pojawiało coś nowego, co będziemy musieli opanować. 

Jako eksperci, co prawda, nie gonimy już za nowinkami, ale jesteśmy na bieżąco. To oznacza, że potrafimy odróżnić tematy ważne od tych ważniejszych. Te pierwsze traktujemy raczej powierzchownie, ale te drugie zgłębiamy i praktykujemy, dopóki nie wejdą nam w nawyk. To właśnie te umiejętności stają się podwalinami naszej ekspertyzy. Podejście wiecznego juniora bardzo pomaga w znajdowaniu i zgłębianiu nowych obszarów.  Jak powiedział Isaac Newton „Co my wiemy, to tylko kropelka. Czego nie wiemy, to cały ocean”. Jeśli będziemy mieć takie podejście do rozwoju, nigdy nie zatracimy otwartej głowy.